wtorek, 28 marca 2017

Nerwy

Wczoraj było ostro. Dzisiaj ostro zaciskałam zęby - udało się, no, prawie. Brawo ja :> Wczoraj aż się zaczęłam zastanawiać, po co mi aż tyle dzieci, skoro widać, że nie radzę sobie. Dzisiaj po włączeniu się filmiku z jakimiś niemowlakami od razu się rozklejam, bo mały zaraz będzie taki duży, że też będzie raczkował i łobuzował i w ogóle. Ech, to trochę smutne, jak wiele zależy od nastroju. Trochę gorzej i pyk, świat nie tylko wydaje się być zły, ale zły jest po prostu.

środa, 22 marca 2017

Wieczór

Dobrze jest samemu pobyć. Nawet jeśli to 'samemu' to z niemowlakiem i psem. Do zrobienia zostały rzeczy, które można zrobić w kolejności dowolnej, gdyż są to wzięcie prysznica i dokończenie książki. Jakże zajmujące! :-)

środa, 15 marca 2017

Środa

Jeśli dziś środa, to znaczy, że jestem wkurwiona trzeci dzień w tym tygodniu. Doliczmy do tego weekend, kiedy się nie wyspałam. I cały poprzedni tydzień, który na swoje własne życzenie sobie zafundowałam w wersji hardcore. I również poprzedni weekend, podczas którego się nie wyspałam. Co daje nam to, że jestem niewyspana od kilkunastu dni. Ale tak fest. Niby nic. Ale podczas ostatnich odwiedzin gości musiałam się schować w kuchni nie tylko po to aby nakarmić dziecko. Nie nadążałam za rozmową, taką średnio głęboką. Po 15-tej nie nadążam za rozmową z pięciolatkami. Dzisiaj podrzuciłam więc dzieci mamie. Bez łudzenia siebie i rodziców w temacie powodu. Muszę odpocząć od starszaków, od kilku dni są koszmarne, bo ja jestem niewyspana, nerwowa, rozdrażniona, płaczę i mam myśli złe. No wkurwiona jestem niemal non-stop i nie umiem tego nie okazać. Przekłada się to na ich zachowanie - już się nie oszukuję, że to one takie paskudne. Pięciolatki nie są paskudne i nie mają na celu doprowadzenia matki na skraj wytrzymałości, a potem jej popchnięcie, mniej lub bardziej delikatnie. Łał, taka jestem świadoma. Tak samo po przebytej depresji chociaż wiem, co ją zwiastuje. Ale nie odważę się zakładać, czy tym razem mnie ominie. Zakładałam, że tak. Nie jestem już tego taka pewna.

poniedziałek, 6 marca 2017

Początki

Początki podobno są trudne. To żeby nie było - ominę je. Ja nie potrzebuję wstępów, wyjaśnień, przedstawiania się, co to, to nie. A więc: start.

Dzień pierwszy wyzwania pt: tydzień w domu, bez męża, bez mamy, z trójką dzieci. Życie dodało smaczku i sprezentowało ospę dziewczętom. Jak się bawić, to na całego przecież, nie jakieś tam popierdółki urządzać.

Na start poszła pobudka. Standardowa przed siódmą. Mąż, dbający jak zawsze, czyli jak nikt, przygotował dziewczętom śniadanie w wersji full wypas celem wygnania rano latorośli do jedzenia i pozwolenia matce spać. W ramach akcji wykorzystywania tego, co też R. przygotował, matka wstała i już nie usnęła, a dziewczęta obudziły się o ósmej. Lajf.

W tak zwanym międzyczasie zepsuł się aspirator do nosa. Niby nic, gorzej, że niemowlak na stanie ma katar w nosie. Ale nic to, odkurzacz za moment też się porozdzielał. Na szczęście inżynierski zmysł kazał mi posklejać wszystko, co się dało (a i to, czego się chyba nie powinno dać) srebrną taśmą. Będę żyć! Chyba.