poniedziałek, 6 marca 2017

Początki

Początki podobno są trudne. To żeby nie było - ominę je. Ja nie potrzebuję wstępów, wyjaśnień, przedstawiania się, co to, to nie. A więc: start.

Dzień pierwszy wyzwania pt: tydzień w domu, bez męża, bez mamy, z trójką dzieci. Życie dodało smaczku i sprezentowało ospę dziewczętom. Jak się bawić, to na całego przecież, nie jakieś tam popierdółki urządzać.

Na start poszła pobudka. Standardowa przed siódmą. Mąż, dbający jak zawsze, czyli jak nikt, przygotował dziewczętom śniadanie w wersji full wypas celem wygnania rano latorośli do jedzenia i pozwolenia matce spać. W ramach akcji wykorzystywania tego, co też R. przygotował, matka wstała i już nie usnęła, a dziewczęta obudziły się o ósmej. Lajf.

W tak zwanym międzyczasie zepsuł się aspirator do nosa. Niby nic, gorzej, że niemowlak na stanie ma katar w nosie. Ale nic to, odkurzacz za moment też się porozdzielał. Na szczęście inżynierski zmysł kazał mi posklejać wszystko, co się dało (a i to, czego się chyba nie powinno dać) srebrną taśmą. Będę żyć! Chyba.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz